niedziela, 24 lipca 2011

Hamden, CT





Zanim dotarłam jednak do Hamden, czekało mnie trzydniowe szkolenie w New Jersey (o ile dobrze pamiętam) na temat tego, jakie problemy może napotkać
w czasie swojego pobytu w rodzinie goszczącej typowa Au-pairka, jakie ma możliwości rozwoju i rozrywki + szkolenie pierwszej pomocy, filmy instruktażowe, itp. Było nas tam całe mnóstwo - myślę, że około setki, z różnych krajów, jadących w różne rejony USA.
W ramach atrakcji, można było wykupić wycieczkę "New York by night", którą oczywiście wykupiłam.

 
http://www.7usa8.com/en/journey.aspx?JourneyID=1110


Autokar zabrał nas późnym popołudniem.
Zaniemówiłam, kiedy moim oczom ukazał się autentyczny rozmiar nowojorskich drapaczy chmur oraz neonów reklamowych na Broadwayu...
Pominę szczegóły.
Dodam tylko, że gwoździem programu był wjazd na taras widokowy Empire State Building, kiedy miasto tonęło w światłach. To było morze świateł - cudo, niewiarygodne przeżycie.
A zaraz za rogiem ludzie śpiący na kartonach...
 
Nowego Jorku nie da się właściwie oddać słowami. 
Tam trzeba pojechać, stanąć na 5th Avenue, zadrzeć głowę do góry i poczuć jak boli szyja, próbująca odgiąć się na tyle, by zobaczyć czubek budynku ;)
Człowiek czuje się tam naprawdę malutki, mróweczkowato mikroskopijny :)

Już ten wieczór dał mi wyobrażenie o rozmiarach USA, a każdy następny dzień tylko je potwierdzał.

Trzeciego dnia z hotelu, w którym nocowałam wraz z innymi dziewczynami, odebrała mnie Paula - moja Host Mother, którą już znałam ze słyszenia, bo rozmawiałyśmy wielokrotnie przed moją wyprawą do Stanów. 

Do Hamden było ponad półtorej godziny jazdy, więc miałyśmy okazję pogadać i troszkę bardziej się poznać.
Mój angielski był taki sobie, ale jakoś sobie radziłam :)))
Wiedziałam już wcześniej, że będę jak członek rodziny (bo o to w tym wszystkim chodzi) i że będę miała pod opieką dwóch chłopców lat 3 i pół oraz 7. Będę mieć samochód do dyspozycji i obowiązek odwożenia dzieciaków do szkoły, odbierania Ich, zawożenia na zajęcia pozalekcyjne, playdate'y itd. Pozostawało pytanie, czy firma ubezpieczająca samochód zaakceptuje moje międzynarodowe prawo jazdy, czy zażąda zrobienia miejscowego.
Byłam ciekawa wszystkiego i równie przerażona - w końcu to była inna rzeczywistość...

Najpierw zobaczyłam zielone Hamden, z siatką ulic, ozdobionych domami z kolorowym sidingiem, stojących swobodnie - żadnych płotów i kutych bram. 
Wydało mi się to wszystko urocze i przyjazne. 




http://maps.google.pl/maps?hl=pl&tab=wl



http://www.villageprofile.com/connecticut/hamden/main.html


W końcu skręciliśmy w jedną z takich uliczek i Paula wskazała dom, w którym miałam spędzić nadchodzący rok. Był niebieski, z podjazdem i drzewem magnolii oraz potężnym starym klonem, wciąż zielonym (był 14 sierpnia). 
Na schodach stali już chłopcy.
Poczułam, jak drżą mi kolana...
Paula wyjęła moją torbę podróżną i ruszyłyśmy w kierunku wejścia.
Chłopaki rzucili się ze mną witać i natychmiast zaciągnęli mnie do swojego pokoju, żebym mogła obejrzeć Ich nowe zabawki :) Towarzyszyła Im poprzednia Au-pairka, Lena z Łotwy, która miała spędzić ze mną tydzień, wdrożyć mnie we wszystko i dopiero wtedy zakończyć swój rok w Hamden.
Pomimo wielkiego zmęczenia, związanego ze zmianą strefy czasowej, stresem, lękiem i samą podróżą - poczułam się, jak w domu.
Wiedziałam, że będzie dobrze!


Cdn.

wtorek, 19 lipca 2011

Au-pair in America



Żadna lektura i inteligentne rozumowanie nie zastąpi bezpośredniego doświadczenia.



Obiecałam, że wrócę wspomnieniami do mojego rocznego pobytu w USA w ramach międzynarodowej wymiany kulturalnej, znanej pod nazwą "au-pair".
Cokolwiek napiszę, jedno jest pewne -

to był najwspanialszy rok w moim życiu!!!

Droga do Ameryki była długa i wymagająca, ale było warto.

Wymyśliłam sobie, że chcę być pilotem wycieczek zagranicznych i okazało się, że potrzebuję potwierdzonej znajomości języka obcego. Matura nie była żadnym potwierdzeniem... Musiał być egzamin państwowy, albo studia filologiczne. Pomyślałam o egzaminie państwowym. Przejrzałam test na FCE i opadła mi szczęka... Matura to było o wiele za mało... Kursy do FCE bandycko drogie, sam egzamin również...
Sytuacja wyglądała beznadziejnie...
Do momentu, kiedy zobaczyłam ulotkę biura organizującego wyjazdy dziewczyn w różne miejsca w Europie + do USA jako au-pair. Od razu wiedziałam, że to jest rozwiązanie, na jakie mnie stać.

Pojechałam do Krakowa (bo tam było biuro) i oznajmiłam, że chcę pojechać do Anglii. Niestety, wtedy jeszcze Anglia nie chciała mieć z nami nic wspólnego, więc do wyboru miałam Holandię, albo USA.
"Holandia? - myślałam - to tak, jakby się uczyć polskiego na Śląsku, albo na Kaszubach!"
USA wydawało mi się upiornie daleko, ale nie miałam wyboru.
Dostałam całą stertę papierów do wypełnienia, nakaz napisania listu to potencjalnej rodziny goszczącej (Host Family) oraz termin kolejnej wizyty w Krakowie.
No i zeszła lawina autentycznej przygody! :)

Trafiłam do Hamden w stanie Connecticut, 10 minut od New Haven z Uniwersytetem Yale, gdzie miałam szczęście chodzić na kurs języka w semestrze jesiennym :)


http://www.city-data.com/city/Hamden-Connecticut.html


Cdn.

środa, 16 lutego 2011

TOFFINEK




Toffinek jest moim (Singielki) ulubionym słodziakiem.
Uszyłam go w ciągu 6 czy 7 godzin.
Choć jest maluśki (22 cm od czubka główki do pięt :), wymaga sporego nakładu pracy.
Ale kiedy popatrzyłam na efekt końcowy, wszystko się we mnie uśmiechnęło :)
Postanowiłam również, że nikomu go nie oddam!
Uszyję kolejnego, ale ten zostaje za mną :)))

Uwielbiam go w tym błękicie!